TataFilipa #5: Najgorsze (oby) za nami!

Trochę czasu już minęło od mojego poprzedniego posta związanego z tacierzyństwem i widać zresztą po mojej słabej aktywności, że się raczej nie nudzę. Z wolnym czasem wciąż ciężko, ale całe szczęście ze wszystkim pozostałym sprawami jest już zdecydowanie lepiej.

Może tak w skrócie po kolei. Pierwsze dwa miesiące były prawdziwym koszmarem - nie muszę zresztą powtarzać. Dopiero czas pokazał, że większość z tych problemów udało się nam rozwiązać. A była to ciężka droga, w zasadzie praca, pełna poświęceń i metod na zasadzie prób i błędów.

Pierwszym i chyba najważniejszym krokiem było odkrycie, że Filip ma alergię na białko krowie. Z powodu braku naturalnego pokarmu byliśmy zmuszeni już od samego początku do karmienia młodego mlekiem modyfikowanym i niestety ani na starcie, ani podczas późniejszych wizyt u lekarzy nikt nas nie poinformował o możliwości takich negatywnych efektów jedzenia. Wszyscy jednogłośnie twierdzili, że to na pewno kolki i musimy to przeczekać. Tak naprawdę dopiero dostrzeżone przez nas zmiany na skórze dały do myślenia, że to może być alergia. Po zmianie na specjalne mleko z apteki - problem zniknął prawie natychmiastowo.

Tak dokładniej - jeden z problemów. Bo chociaż płaczu było mniej, to wciąż było go za dużo. Poszukiwania rozwiązań trwały. Byliśmy w stanie wyodrębnić z tego wszystkiego płacz kolkowy, który codziennie pojawiał się w podobnych godzinach, trwał mniej więcej tyle samo, nic na niego nie pomagało i po prostu przechodził. Próbowaliśmy różne metody i specyfiki, ale najlepszym rozwiązaniem okazały się krople, których w Polsce kupić nie można, a pewnie wielu rodziców wie, o który lek mi chodzi dokładnie.

Chociaż może przyczyniła się do tego specjalna butelka ze smoczkiem antykolkowym? Ma w środku taki dziwny “pręcik”, który w niezrozumiały dla mnie sposób niweluje przyczyny występowania kolek. Nie mam pojęcia, ale najważniejsze, że objawy pojawiały się naprawdę rzadko, a z czasem po prostu zniknęły.

Co jakiś czas pojawiały się też ekstremalne zaparcia. Oczywiście w towarzystwie ogromnego i krzykliwego płaczu. Było to spowodowane zapewne zarówno alergią jak i kolkami, a jedyną opcją w takich skrajnych przypadkach stawały się, używając medycznego słownictwa, katetery rektalne. Dające prawie natychmiastową ulgę rurki wkładane w ujście jelit.

I jeszcze jedna rzecz - odbijanie i ulewanie. Bardziej bym to nazwał chyba wylewaniem, bo Filip w krótkim czasie po karmieniach potrafił całość wyrzucać z siebie w mniejszych lub większych ilościach. Z tego powodu jego tryb jedzenia był totalnie rozregulowany, bo zamiast karmienia był dokarmiany i wiecznie głodny. Syropy na problemy z refluksem nie zdały egzaminu i w ostateczności sprawdził się zagęszczacz do mleka. Jedyny minus jest taki, że po dodaniu go do jedzenia należy poczekać 7 minut, co przy głodnym dziecku jest wiecznością.

Te wszystkie problemy udało nam się rozwiązać i dzięki temu życie całej naszej trójki stało się lepsze. Mam nadzieję, że najgorsze już za nami i żadne następne przeszkody nie będą dla nas już tak straszne.

A skoro trochę się poprawiło, to mam też nadzieję na powrót do tworzenia postów. Oby się udało.

Dziękuję wszystkim za wsparcie w tych ciężkich chwilach :)


Jedna osoba pod dwoma nickami.
Marek Szumny - to ja.
@lukmarcus i @marszum.